16.9.13

Oliver Bullough "Kaukaz. Niech świat rozbrzmiewa naszą chwałą"

Kaukaz łączy w sobie piękno krajobrazu, wielość kulturowo-etniczną oraz... tajemnicę. Oliver Bullough odkrył bowiem, iż nawet w najrzetelniejszych opracowaniach na temat historii regionu są ogromne luki. Czerkiesi, jeden z ludów zamieszkujących Kaukaz, w niektórych publikacjach nie zostali nawet wspomniani, podczas gdy wzmiankowano nawet o angielskiej królowej Elżbiecie I! W niepełnych monografiach znajdowały się informacje o podboju Kaukazu przez Rosję, ale bardzo nieprecyzyjne, pełne przemilczeń na temat wyniszczania kolejnych kaukaskich narodów. 

Bullough postanowił więc odkryć nieznane karty historii Kaukazu i oddać chwałę tym, którzy walczyli o swoją wolność i godność- Nogajom, Czerkiesom, Turkom górskim, Czeczenom, Karaczajom, Bałkarom... Choć ludy te w większości zostały przysypane przez pył czasu - a może właśnie dlatego? - brytyjski dziennikarz skierował swoją uwagę właśnie na nich, świadków i ofiary tragedii, która rozgrywała się przez lata w pięknej górskiej scenerii. Wykonawcy planów władców Rosji o powiększeniu terytorium ich kraju ochoczo, wręcz nadgorliwie, zabierali się do dzieła oczyszczania terenów z ludności zamieszkującej Kaukaz. Często nie fatygowano się z wysiedlaniem autochtonów na terytoria Azji Środkowej - szybszym rozwiązaniem było wybicie ludności do nogi... Oliver Bullough dopuszcza do głosu świadków tych dramatycznych wydarzeń, zarówno tych mimo woli wciągniętych w wir historii, jak i tych, którzy byli bezpośrednio zaangażowani w ówczesne wydarzenia. To właśnie poprzez historie pojedynczych bohaterów odtworzył nieznane szerszej publiczności krwawe dzieje Kaukazu.

Podobnie jak różnorodny jest Kaukaz, taka jest też książka Olivera Bullougha. Nieco bałam się tego opasłego tomu, nie ze względu na objętość lecz na ogromną dawkę historii, którą spodziewałam się otrzymać. Ta została jednak podana w taki sposób, że potrafiła zainteresować nawet mnie (od szkoły podstawowej mam awersję do roztrząsania dziejów). Ale jak już wspomniałam, jest to pozycja niejednorodna, na jej kartach bowiem opracowanie historyczne stale przeplata się z reportażem. Kaukaz. Niech świat rozbrzmiewa naszą chwałą to książka, która nie tylko odsłania nieznane karty historii i demaskuje ludobójstwo, którego dopuściła się Rosja, ale pomaga również przełamać stereotypy narosłe choćby wokół Czeczenów. 

Zysk i S-ka 2013
Seria: Człowiek poznaje świat
Tytuł oryginału: Let Our Fame Be Great: Journeys Among The Defiant People Of The Caucasus
Przekład: Jacek Spólny
Czytaj więcej →

25.7.13

Mieczysław Lepecki "Niknący świat"

W dzisiejszych czasach chyba nie ma już miejsc, w które nie wkroczyłby człowiek wraz z towarzyszącym mu postępem cywilizacyjnym. Oglądając zdjęcia Indian zamieszkujących dżunglę amazońską czy Buszmenów widzimy, że tradycyjne stroje i naczynia są powoli wypierane przez chińskie T-shirty i plastik, a wizyta "innego", białego człowieka nie wywołuje już takiego poruszenia jak niegdyś. Mieczysław Lepecki, żołnierz i podróżnik, miał okazję zobaczyć na własne oczy i utrwalić odchodzenie dawnego świata, kraju zakonserwowanego w swej dawności jak mucha w bursztynie*. 

Do środkowo-zachodniej Brazylii zagnała go gorączka złota, a ściślej - chęć sprawdzenia pogłosek o złożach akwamarynu i uszczknięcia kawałka tego naturalnego bogactwa dla siebie. Długa i uciążliwa wyprawa po złote runo** obfitowała w wiele cennych obserwacji. Jak się bowiem okazało, czas jego podróży zbiegł się z okresem zmian jakie zachodziły na przemierzanych ziemiach. Te, dotychczas zamieszkiwane przez autochtonów, według prawa uznano za ziemie niczyje, które można rozparcelować i sprzedać. Nikt nie liczył się z racjami Indian, zamieszkujących sporne tereny od pokoleń. Właśnie z tą sprawą wiązano przybycie białego człowieka - Lepeckiego wzięto za spekulanta handlującego ziemią lub jej nowego właściciela. Również z tą kwestią związany był finał akwamarynowej przygody...

Niknący świat to książka o niezwykłym uroku. Szata graficzna - stylizowane okładka i mapa na wklejkach, a także piękne czarno-białe zdjęcia wewnątrz publikacji - oraz archaiczny dziś styl opowieści przeniosły mnie niemal sto lat wstecz i zapewniły wspaniałą podróż. W czasach, gdy literatura podróżnicza w dużej mierze sprowadza się do pisanych potocznym językiem relacji, z niekłamaną przyjemnością czytałam o "uroczych akcesoriach przyrody" czy "zakrytych seksach" u Indian, a sformułowania typu: Czarna skóra, rozklepany na pół twarzy nos i wypukłe wargi nie pozwalały wątpić, że był to Murzyn***, choć dziś zapewne byłyby uznane za niepoprawne politycznie, wywoływały na mojej twarzy szeroki uśmiech. W Niknącym świecie wyrażone w prosty sposób spostrzeżenia przeplatają się z ocierającymi się o poetyzm frazami, a poważna tematyka jest równoważona humorem sytuacyjnym. 

Jest w tej książce jakiś czar, którego próżno szukać we współczesnej literaturze podróżniczej.

*Mieczysław Lepecki, Niknący świat, Zysk i S-ka 2013, s. 7.
** Tamże, s. 268.
*** Tamże, s. 11.

Zysk i S-ka 2013
Seria: Podróże Retro

Czytaj więcej →

10.7.13

Wolfgang Büscher "Hartland. Pieszo przez Amerykę"


Kto śledzi nowości literackie o tematyce podróżniczej zapewne zauważył okresową modę na niektóre części świata. Wojciech Cejrowski zwrócił uwagę szerokiego grona odbiorców (wszak nie tylko pisze książki, ale i prowadzi emitowany w telewizji publicznej program "Boso przez świat") na Amerykę Południową, a zwłaszcza terytoria znajdujące się na terenie amazońskiej dżungli. Po jakimś czasie piszący podróżnicy (pan Wojtek w swoim programie również) zainteresowali się Azją: Chinami, Japonią, Tajlandią, Wietnamem, dokąd częściej niż dotychczas zaczęli udawać się także zwykli turyści, dla których wcześniej rejony te nie były tak dostępne jak dzisiaj. Ostatnie lata to także zwrot w kierunku Azji mniej znanej - tutaj wyobraźnię wielu podróżników (i moją również!) rozpalają byłe republiki ZSRR oraz Jedwabny Szlak. A Stany Zjednoczone? Wprawdzie marzeniem wielu jest przebycie legendarnej Route 66, ale podróż po USA nie jest tematem często podejmowanym w literaturze (wyjątkiem jest książka Doroty Warakomskiej Droga 66). Wobec tego faktu książka Wolfganga Büschera, który nie tylko podjął się podróży przez Amerykę oraz jej opisania, ale... drogę przebył pieszo, nabiera niezwykłości! Wiedząc, że z North Portal, przejścia granicznego między Stanami Zjednoczonymi a Kanadą, oraz Matamoros w Meksyku, gdzie zakończyła się podróż mężczyzny, w linii prostej jest ponad 3000 km odległości, i to często trudnego terenu (miejsca słabo zaludnione, prerie, pustynie), wyprawa taka budzi podziw. Ale nie tylko nieprzyjazny teren był czynnikiem zagrożenia. Zarówno przed podjęciem wyprawy, jak i już w jej trakcie, Büscher słyszał wiele ostrzeżeń. Obawę napotkanych osób budziły nie tyko dzikie zwierzęta jak lew górski czy kujoty, ale również ludzie, którzy nie wszędzie są przyjaźnie nastawieni do drugiego człowieka. Mimo to podróżnik nie zniechęcił się i brnął naprzód, czasami odnosiłam wrażenie, że wszystko robi na przekór, za nic mając rady innych. 

Oczywiście, nie całą drogę przebył pieszo, korzystał czasami z propozycji podwiezienia i nawet w rejonach, przed którymi go ostrzegano, okazywało się, że spotykał się z ogromną życzliwością. Widziałem Amerykę, królestwo naszych czasów. Ja, ten naiwniak, przeszedłem przez nią całą jak namaszczony, niedotykalny, nikt nie podniósł na mnie ręki, zabierano mnie po drodze, wyciągano spod deszczu i z upału, pojono mnie, kiedy doskwierało mi pragnienie, i chętnie dzielono się wspomnieniami - amerykańską niekończącą się pieśnią, do której ciągle dodawano są nowe zwrotki.* Taką jak opowieść o tytułowym mieście-widmie, wyrosłym z pogoni za marzeniami i ucieleśniającym serce i ból, dwa bieguny amerykańskiej paraboli**

Wolfgang Büscher i jego Hartland są dowodem na to, iż świat nie jest tak niebezpiecznym miejscem, jak się uważa, trzeba tylko mu zaufać i otworzyć się na nowe doświadczenia. Tylko wówczas kraj, do którego zawitamy, pokaże nam swoją prawdziwą, nieznaną twarz. Inną niż znamy z mediów, daleką od wielkiej polityki, spokojną, nostalgiczną. 

*Wolfgang Büscher, Hartland. Pieszo przez Amerykę, Czarne 2013, s. 270.
**Jw., s. 35.

Czarne 2013
Seria: Orient Express
Tytuł oryginału: Hartland: Zu Fuss durch Amerika
Przekład: Katarzyna Weintraub

Czytaj więcej →

2.7.13

Katarzyna Pawlak "Za Chiny ludowe. Zapiski z codzienności Państwa Środka"

Za Chiny ludowe! Za nic nie stanę się prawdziwą szanghajką!* - w jednym z rozdziałów wyznała Katarzyna Pawlak. Czy oznacza to, że Państwo Środka rozczarowało ją? Wręcz przeciwnie! Autorka tych słów kocha Chiny, przyrównując swoje uczucie do miłości do drugiej osoby, którą kocha się mimo wad. A tych w opisywanym kraju nie brak, oczywiście patrząc z perspektywy Europejczyka. 

Katarzyna Pawlak wyjechała do Państwa Środka na studia doktoranckie, do której przepustką była między innymi biegła znajomość języka chińskiego. Wydawałoby się, iż studia w obcym kraju są ogromną szansą na rozwój, okazuje się jednak, że sposób, w jaki doktorantka była traktowana na uczelni nie przystawał do poziomu jej wiedzy i ambicji. Dziewczyna nie była dopuszczana do opracowywania referatów o poważnej tematyce i odnosiła wrażenie, że jej zdolności były sprowadzane do umiejętności jedzenia pałeczkami... Na próby zwrócenia uwagi na niesprawiedliwość i nierówność w traktowaniu jej w porównaniu z pozostałymi studentami reagowano milczeniem lub... śmiechem! Taka jest bowiem typowa reakcja Chińczyka na kłopotliwą sytuację, co studentka zrozumie dopiero po pewnym czasie, choć reakcja ta nadal będzie wywoływała w niej spore emocje. Podobnie jak bycie traktowaną jak przybysz z obcego kraju, tzw. laowaj, który jest uznawany za niewątpliwą atrakcję, którą koniecznie należy sfotografować i która wywołuje zdziwienie, gdy okazuje się, że mówi, i to w dodatku po chińsku! 

Ale Za Chiny ludowe to nie tylko studium odmienności kulturowej, której autorka doświadczyła podczas dwuletniego pobytu w Państwie Środka, ale także obraz życia jego przeciętnego mieszkańca oraz zapis zmian, jakie dokonały się w kraju na przestrzeni ostatnich lat. Katarzyna Pawlak jest socjologiem, w związku z czym zamiast reportażu otrzymujemy treści osadzone w kontekście nauki o społeczeństwie. I choć nie wszystkie teksty zainteresowały mnie w równym stopniu, książka zdecydowanie poszerzyła moją wiedzę na temat Chin i zawiodła mnie w nieznane mi dotąd obszary, np. na granicę z Koreą Północną oraz do telewizyjnego studia, w którym realizowany jest program "Feicheng Wurao" (podobny nieco do znanej polskiemu telewidzowi "Randki w ciemno"). 

Warto przeczytać!

*Katarzyna Pawlak, Za Chiny ludowe. Zapiski z codzienności Państwa Środka, Carta Blanca 2013, s. 107.

Carta Blanca 2013
Seria: Bieguny
Czytaj więcej →

24.6.13

Bartek Sabela "Może (morze) wróci"

Bartek Sabela był gościem tegorocznej krakowskiej edycji Festiwalu Trzy Żywioły, podczas którego miała miejsce premiera jego książki Może (morze) wróci. Wstyd przyznać (może usprawiedliwieniem będzie fakt, iż naukę geografii, i to w dość mocno okrojonym zakresie, zakończyłam w pierwszej klasie szkoły średniej), ale do tego czasu nie miałam pojęcia o zbrodni dokonanej na Morzu Aralskim. Bo jak inaczej nazwać unicestwienie ogromnego zbiornika wody, będącego źródłem utrzymania okolicznej ludności, siedliskiem wielu gatunków zwierząt i - wydawałoby się - stałego elementu krajobrazu zapewniającego klimatyczną równowagę? 

W zrozumieniu tej absurdalnej sytuacji ma pomóc wymowny wstęp, w którym autor książki zarysował analogiczną sytuację, która mogła się zdarzyć na naszym rodzimym gruncie. Program zalania i zarybienia jednej czwartej części powierzchni naszego kraju w pierwszej chwili wydaje się zbyt szalony i nierealny by mógł zostać zrealizowany, jak pokazuje przykład Morza Aralskiego nie jest jednak pozbawiony podstaw. Okazuje się bowiem, że można ot tak, po prostu, wymyślić kolosalną bzdurę i wcielić ją w czyn, nie zważając na ryzyko jakie niesie ze sobą takie przedsięwzięcie. Nie trzeba odpowiednich warunków - można je stworzyć samemu. Skoro jest tyle nie wykorzystanej wody, nic nie stoi na przeszkodzie aby stworzyć system kanałów nawadniających plantacje bawełny. Uzbekistan będzie potęgą w dziedzinie produkcji włókna! Niestety, do produkcji jednego kilograma surowca, czyli ilości wystarczającej na wyprodukowanie trzech bluz lub dwóch par spodni, potrzeba od 17000 do 30000 litrów wody. A żeby wszystko działało jak należy system nawadniający musi być odpowiednio zaprojektowany, w przeciwnym razie... Tę smutną historię już znamy.

Może (morze) wróci to nie tylko suchy opis geograficznej i ekologicznej katastrofy, ale także barwne losy Uzbeków i Karakałpaków oraz miejsca, które zmieniły się wraz ze zniknięciem morza. W opowieści nie brak również odautorskiej refleksji na temat wpływu człowieka na otoczenie oraz turystyki w ogóle. Znane powszechnie przewodniki Lonely Planet, będące dobrodziejstwem dla opierających się na nich leniwych turystów, pomijając niektóre miejsca mogą wyrządzać szkodę tubylcom, odbierając im tym samym szansę zarobku. Sabela pisze także o biedzie, która stała się atrakcją turystyczną i swoich obawach w związku z fotografowaniem ludzi w takich krajach jak Uzbekistan. Nie chce nikogo poniżać posiadaniem drogiego sprzętu, czasami wręcz przewyższającego wartością cały dobytek napotykanych na swojej drodze ludzi.

W tej książce wszystko jest piękne. Prosta, wręcz minimalistyczna okładka, wspaniałe fotografie i grafiki oraz wymowna opowieść bez happy endu doskonale ze sobą współgrają. Chyba nie muszę dodawać, że zostałam oczarowana?

Bezdroża 2013
Czytaj więcej →

13.6.13

Colin Thubron "Cień Jedwabnego Szlaku"


Jedwabny Szlak biegnący przez serce Azji od pewnego czasu rozpala moją wyobraźnię. Chciałabym przemierzyć choć część starożytnego traktu, oczami wyobraźni zobaczyć ciągnące karawany i choć na chwilę przywołać do życia przeszłość. To byłaby niezwykła podróż, jakże inna od turystycznego wypadu nastawionego na zaliczanie kolejnych zabytków na trasie, co uświadomił mi Colin Thubron, brytyjski pisarz podróżniczy, porównując przemierzanie Jedwabnego Szlaku - fałszywych granic i wielu rozwidlających się dróg - do pogoni za duchem. Jego podróż to bowiem coś więcej niż bicie kilometrów (a tych na trasie pisarza uzbierało się aż 11000!) i wykreślanie kolejnych państw z listy krajów, przez które przebiegał niegdyś trakt handlowy.

Colin Thubron wkroczył na Jedwabny Szlak w dawnej stolicy Chin Xi'an i przemierzał kolejno byłe republiki radzieckie, Afganistan oraz Iran by swoją wędrówkę zakończyć w tureckiej Antiochii. Drogę pokonywał środkami transportu zbiorowego, autostopem, na wielbłądzie, a nawet wozem ciągniętym przez osła. Nie dbał o swoją wygodę, najważniejsze były bowiem przeżycia i rozmowa z ludźmi napotkanymi na swojej drodze, z którymi nie bał się poruszać kontrowersyjnych tematów takich jak religia czy polityka. 

Thubron podczas spotkania z czytelnikami w Krakowie
(16.05.2012)        

©poczytajka
Thubron dał się poznać jako wnikliwy obserwator, uważny słuchacz i cenny rozmówca. W swojej ciekawości, a wręcz dociekliwości, potrafił przekraczać granicę strachu, jak było np. w przypadku wspinaczki do jaskini położonej kilka metrów nad ziemią. Nie była to jednak jedyna sytuacja, w której czuł obawę. Podczas podróży zdarzały się nieprzyjemne sytuacje, ale zawsze udawało mu się wybrnąć z nich obronna ręką, czasami wręcz brawurowo. Thubron wychodził bowiem z dość zuchwałego założenia, że jako cudzoziemiec jest chroniony. Nie wahał się więc naginać prawa i ryzykować - w Iranie wszedł do meczetu Goharshad zamkniętego dla innowierców, a w pociągu do Samarkandy nie bał sprzeciwić się służbom mundurowym i odmówić wręczenia oczekiwanej łapówki.

Swoją relację z niezwykłej wędrówki szlakiem starożytnych kupców brytyjski podróżnik przelał na papier w dość niespodziewanej dla mnie formie. W Cieniu Jedwabnego Szlaku nie ma śladu suchego, reportażowego stylu, niemal każde zdanie jest dopracowane i nacechowane poetyką. Wprawdzie taka forma w połączeniu z dość dużą ilością kontekstów historycznych chwilami utrudniała mi sprawny odbiór czytanych treści, jednak poetyckiego stylu autora zdecydowanie nie zaliczam do wad książki. Wiem, że do Cienia Jedwabnego Szlaku jeszcze niejednokrotnie wrócę.

Czarne 2013
Seria: Orient Express
Tytuł oryginału: Shadow of the Silk Road
Przekład: Paweł Lipszyc
Czytaj więcej →

5.6.13

Anna i Krzysztof Kobusowie "Podróżuj z dzieckiem. Poradnik praktyczny"


Jeszcze kilka lat temu, kiedy podróżowanie z dziećmi nie było tak rozpowszechnione jak dziś, rodzinne wojaże wydawały mi się czymś abstrakcyjnym. Maluch kojarzył mi się z nieustającymi obowiązkami i wyrzeczeniami (takie przekonanie wpoiła mi rodzina hołdująca kultowi powinności i nieustannej pracy), i gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że z niemowlęciem rusza w podróż popukałabym się w czoło. Gdy trafiłam na książki Aldony Urbankiewicz o podróżach z rocznym, a potem dwuletnim synem, poczułam niemalże objawienie. Pojawienie się dziecka nie musi przekreślać naszej ciekawości świata! Potem na jednym z festiwali podróżniczych poznałam Annę i Krzysztofa Kobusów, i oni już ostatecznie przegonili resztki sceptycyzmu goszczącego w moim umyśle. Bo jak można nie wierzyć w powodzenie takiego przedsięwzięcia widząc parę dziennikarzy i fotografów z dwójką maluchów w egzotycznej podróży podczas której realizują materiał zdjęciowy? 

Podczas ostatnich warsztatów na temat podróżowania z dziećmi prowadzonych przez Annę i Krzysztofa Kobusów w Krakowie ogromna sala kina Kijów Centrum była wypełniona po brzegi, co świadczy o tym, że zainteresowanie tematem jest ogromne. Tym bardziej cieszy fakt, iż na rynku wydawniczym niedawno ukazała się książka Podróżuj z dzieckiem. Poradnik praktyczny. Anna i Krzysztof Kobusowie  zebrali w niej cenne rady dla wszystkich, którzy planują wyjazd z małym kompanem, choć część wskazówek będzie przydatna również dla osób podróżujących bez dzieci. Autorzy omówili przygotowania do podróży od podstawowych kwestii takich jak wybór kierunku i wymagane dokumenty po kwestie praktyczne - co zabrać w podróż i o co zadbać przed wyjazdem, by uniknąć przykrych niespodzianek na miejscu np. w postaci tropikalnych chorób. Wiele miejsca poświęcone zostało sposobom spędzania czasu z dzieckiem, gdyż priorytety małego podróżnika są inne niż nasze i trzeba je uwzględnić w naszych planach, gdyż z pewnością nie uszczęśliwimy malucha spędzając z nim kilka godzin przed muzealnymi gablotami czy oglądając kolejne zabytki znajdujące się na liście UNESCO. 

Największą zaletą poradnika Podróżuj z dzieckiem jest to, że został napisany przez praktyków, którzy zdobywali wiedzę na podstawie własnych doświadczeń. Aby czytelnik miał okazję poznać również inne punkty widzenia w książce znalazły się również wypowiedzi i rady zaprzyjaźnionych z Anną i Krzysztofem Kobusami podróżujących rodziców. 

Ta książka udowadnia, że dziecko może być idealnym kompanem podróży, musimy tylko dać mu szansę i otworzyć się na nowy sposób podróżowania.

G+J 2013
Czytaj więcej →

15.5.13

Marek Tomalik "Lady Australia"

Lady Australia nie jest zwykłą książką podróżniczą. Nie jest to opowieść o drodze, ale o... miłości. Tak, Marek Tomalik darzy Australię największym uczuciem - kontynent fascynuje go i przyciąga do siebie, jest jego miejscem na ziemi. Gdy inni zawracają, bo szkoda im auta na trudne do przebycia tereny, on korzysta z zaproszenia, podejmuje wyzwanie i kolejny raz przenika istotę Australii.

Książka przypomina fotokast - jest opowieścią wzbogaconą o obraz i dźwięk. Istnienie tekstu i obrazu jest uzasadnione, ale w jaki sposób do książki przemycono dźwięk? Tomalik utkał Lady Australię z kilku opowieści, z których każda ma niesamowicie brzmiący tytuł (obce słowa pochodzą z języków używanych przez przedstawicieli różnych grup etnicznych): Pana (Ziemia), Garrayura (Niebo), Jungku (Ogień/żar), Tjintirka (Konik polny), Punu (Zielone), Kwatye (Woda), Boondie (Skała), Altyerre (Dreamtime), Buya Nagi (Niech będzie światło). Wszystkie rozdziały zostały opatrzone świetnymi zdjęciami oraz sugestią dotyczącą muzyki, która powinna rozbrzmiewać podczas lektury. Ale niepowtarzalną atmosferę tworzy coś jeszcze, naszej podróży towarzyszą bowiem również legendy i... poezja Williama Blake'a oraz poetyckie wtręty autorstwa Tomalika. To j e s t miłość, skoro podróżnik w tak wyrafinowany sposób mówi o swojej lady. On ją ubóstwia i chłonie wszystkimi zmysłami, po powrocie do domu czuje jej zapach na swojej koszuli i słyszy ją w śpiewie ptaków nagranych na kasecie! Mimo iż moje miejsce na ziemi leży na innej półkuli, dałam się ponieść tej pieśni uwielbienia i napawałam się Australią.

Jak wspomniałam na wstępie, nie jest to typowa książka podróżnicza, ale nie jest to zarzut. Lady Australia zdecydowanie wyróżnia się na tle innych książek - Tomalik tchnął w jej karty ducha Australii. Jedyne co mi przeszkadzało podczas lektury to format książki, gdyż wolę lektury mniejsze, poręczniejsze, które mogę spakować do torebki i wygodnie czytać w autobusie. Nie przypadł mi do gustu również fragment z dziennikiem podróży, "standardowy" tekst był przyjemniejszy w odbiorze i bardziej poetycki. Na szczęście zapisków było bardzo niewiele.

Książka była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że Lady Australia tak mnie zafascynuje!

Bezdroża 2013

Czytaj więcej →

4.5.13

Wojciech Górecki "Abchazja"

Abchazja jest trzecią i zarazem ostatnią częścią tryptyku kaukaskiego, ja jednak od tej książki rozpoczęłam jego poznawanie, i jak się okazało słusznie. Abchazja według Wojciecha Góreckiego jest bowiem miniaturą Kaukazu, dziurką od klucza, przez którą można oglądać cały region*. Ten szczególny obszar położony jest między Kaukazem Północnym a Południowym, przez co kraina stała się tyglem etnicznym i kulturowym. Niestety, fakt ten nie jest wyznacznikiem siły i stabilności kraju, gdyż wszystkie wieloetniczne krajobrazy są kruche. Każde silniejsze tąpnięcie może je zniszczyć, wywołując krwawe niepokoje(...) Taki los spotkał Abchazję**.

Abchazja jest parapaństwem. Ma swoje granice, prezydenta, a nawet własne znaczki pocztowe, a jednak posiada status państwa nieuznawanego. Jej niepodległość akceptuje tylko kilka państw, w tym Rosja, pod której wpływami Abchazja pozostaje. Dwudziestoletni okres trudnych dla tego kraju wydarzeń jest tematem reportażu Wojciecha Góreckiego. Autor jest świadkiem dojrzewania abchaskiej państwowości i jej upadku. Historia i polityka ciasno splatają się z losami obywateli Abchazji, determinując ich życie. A to jest ciężkie, nie tylko ze względu na nieokreślony status ich ojczyzny i fałszowaną historię (według Gruzinów Abchazowie są albo potomkami gruzińskich plemion, albo przybyszami nie wiadomo skąd), ale także na biedę. W 1993 roku ta była tak głęboka, że miesięczna pensja pozwalała na zakup... niecałych 28 bochenków chleba!

Reportaż ma formę klamry - rozpoczyna się i kończy w miejscu zakwaterowania. Obskurne sanatorium Czernomoriec zostało zestawione z komfortowym hotelem Marriott, który w tej konkurencji wcale nie wygrywa. Gdy przed hotelem Góreckiego zaczepia kilkunastoletni chłopiec sprzedający swoje obrazki, reporter przyłapuje się na tym, że w tamtej chwili nie interesowało go życie młodego sprzedawcy. Po pewnym czasie stwierdza: Nie można bezkarnie mieszać dwóch ról, dwóch różnych porządków. Być światowcem i obieżyświatem. Nie da się mieszkać w Marriotcie i pozostać reporterem***.

Trudno pisać o Kaukazie, gdyż jego dzieje są skomplikowane. Wojciechowi Góreckiemu udało się jednak przybliżyć temat trudnej (para)państwowości Abchazji. Jak przeczytałam na okładce książki, Abchazja jest najbardziej osobistą z wszystkich trzech części tryptyku kaukaskiego - ponieważ nie poznałam poprzednich, nie jestem w stanie potwierdzić czy obalić tej tezy. Co daje się wyczuć to fascynacja Kaukazem i miłość do Wschodu, plastycznego i nieodgadnionego. Dla Góreckiego największym przeżyciem jest początek podróży, najważniejsza jest ta chwila, gdy wsiada do pociągu i daje się ponieść Wschodowi. Dla mnie natomiast niekwestionowaną przyjemnością będzie sięgnięcie po Planetę Kaukaz i Toast dla przodków, pominięte części tryptyku.

Czarne 2013

**Wojciech Górecki, Abchazja, Czarne, Wołowiec 2013, s. 8.
***Tamże, s. 172.

Czytaj więcej →

30.4.13

Katarzyna Kobylarczyk "Pył z landrynek. Hiszpańskie fiesty"

Przed ukazaniem się Pyłu z landrynek. Hiszpańskich fiest Katarzyna Kobylarczyk miała na swoim koncie liczne reportaże pisane dla prasy oraz zbiór tekstów o Nowej Hucie zatytułowany Baśnie z bloku cudów. Najnowsza publikacja wyrosła z fascynacji Hiszpanią - małymi miasteczkami i lokalnymi społecznościami wraz z ich niezwykle barwnymi fiestami. A tych jest mnóstwo! La Tomatina, obchody Wielkiego Tygodnia, corrida i poprzedzający ją bieg byków ulicami miasteczek to tylko niektóre z nich, te najsłynniejsze, o których miałam nadzieję przeczytać w Pyle z landrynek. Moja ciekawość została zaspokojona, ale tylko częściowo. Dlaczego? 

W książce znalazło się 30 krótkich objętościowo reportaży, które - wbrew podtytułowi - nie zawsze dotyczyły fiest. Ponieważ przywiązuję ogromną wagę do słów, podtytuł potraktowałam jako wyznacznik doboru tekstów i nastawiłam się na zgłębianie tematu hiszpańskiego świętowania. Niestety, tylko część tekstów traktowała o fiestach, a te, które miały bezpośredni związek z tematem, pozostawiły mnie z uczuciem niedosytu. Spodziewałam się licznych objaśnień, choćby symboliki wykonywanych gestów, a otrzymałam reportaż relacjonujący poszczególne etapy świętowania, ale bez zagłębiania się w szczegóły. Nie dowiedziałam się np. jaka jest geneza tytułowej wojny landrynkowej ani nie przeczytałam o bitwie na pomidory. Otrzymałam za to sporo tekstów nie związanych z tematyką zasugerowaną w podtytule: o tramontanie, rzece Ebro czy o rabusiach sprzed kilku wieków.  

Z przykrością muszę stwierdzić, że książka rozczarowała mnie. Jak już wspomniałam, podczas lektury czułam niedosyt - nie tylko z powodu stosunkowo niewielkiej ilości tekstów o fiestach, ale również formy przekazu. Niestety, odniosłam wrażenie, że autorka ślizgała się po powierzchni tematu, nie mogąc przedostać się głębiej, do jego istoty. Z książki dowiedziałam się więc tyle, ile Katarzyna Kobylarczyk zobaczyła na własne oczy, a to według mnie za mało, aby zrozumieć istotę tego niezwykle bogatego i barwnego elementu iberyjskiej kultury.

Czarne 2013
Czytaj więcej →

22.4.13

Andrzej Piętowski "Canoandes. Na podbój kanionu Colca i górskich rzek obu Ameryk"

Dwa lata temu minęło 30 lat od pionierskiej wyprawy sześciu Polaków*, którzy jako pierwsi przepłynęli najgłębszy kanion świata. Czynem tym nie tylko udowodnili, iż jest w ogóle możliwe przebycie go przy pomocy kajaka i pontonu, ale również przyczynili się do rozwoju regionu, który z zacisznego zakątka stał się miejscem obleganym przez turystów. 

Wyprawa Canoandes rozpoczęła się w 1979 roku. Początkowo planowano przepłynięcie rzek Argentyny, jednak ze względu na problemy z wizami, które nie dotarły do uczestników wyprawy, postanowiono udać się do Peru. Jednak i tu polscy kajakarze napotkali opór ze strony sił wyższych. Ze względu na lód zalegający w zatoce statek nie mógł wypłynąć z portu, potem w Peru wybuchł strajk... Kolejna zmiana planów okazała się wreszcie szczęśliwa i ekipa wodniaków znalazła się w Meksyku, w którym kajakarzom udało się przepłynąć kilka rzek. Jednak marzenie o Peru nadal nie dawało mężczyznom spokoju... Tym razem los był łaskawszy i wreszcie udało im się dotrzeć do upragnionego kanionu Colca. Rozpoczęła się walka z żywiołem, w której uczestnicy wyprawy nie zawsze byli na wygranej pozycji. Stracili prawie wszystkie kajaki (pozostał im tylko jeden z nich oraz ponton), a ich konfrontacja z siłami natury często przybierała postać walki o życie. W wyniku pomyłki na mapie źle obliczyli zapasy żywności i do przystanku dopłynęli znacznie niedożywieni. Po koniecznej przerwie podjęli ostatni odcinek wyzwania i zrealizowali swój zamiar, dokonując tym samym niemożliwego i zamykając tym samym wyprawę.

Canoandes. Na podbój kanionu Colca i górskich rzek obu Ameryk to rzetelna relacja z wyprawy sprzed trzydziestu lat, gdy za podróżnikami nie stali sponsorzy i liczne grono patronów. Wodniacy o wszystko zabiegali sami, a ich strojom daleko było do nazwania ich profesjonalnymi. Na jednej z licznych fotografii widać panów dumnie prężących się w... dżinsach! Ale niekomfortowy strój nie był w tym wszystkim najgorszy - gdy czytałam o pokonywaniu kajakiem wodospadów wysokich na 3-4 m (!), mój umysł nie radził sobie z wyobrażaniem takich manewrów, podobnie jak innych, które poznałam tylko z nazwy (co to jest eskimoska?). W tym drugim przypadku brakowało mi słowniczka tematycznego, który pobudziłby moją wyobraźnię. 

Canoandes... to idealna lektura dla tych, którzy lubią poczuć wzrost adrenaliny we krwi oraz dla miłośników podróży.

*Andrzej Piętowski, Piotr Chmieliński, Jacek Bogucki, Jurek Majcherczyk, Stefan Danielski, Krzysztof Biczu Kraśniewski

Bezdroża 2013
Czytaj więcej →

19.4.13

Festiwalowa wiosna, czyli o krakowskich Trzech Żywiołach

Trzy Żywioły to wydarzenie, które na stałe wpisało się w kalendarz krakowskich imprez podróżniczych. Już po raz trzeci miałam okazję przeżywać festiwalowe emocje, choć chwilami mój entuzjazm przyćmiewało zmęczenie - po piątkowym wieczorze filmowym zakończonym po północy czekały mnie dwa intensywne dni (11-12 godzin) wypełnione licznymi warsztatami, pokazami oraz projekcjami kolejnych filmów.

W tym roku po raz pierwszy pokazy zostały podzielone na dwie kategorie - prezentacje główne oraz konkursowe, w ramach których przedstawiono 8 różnorodnych tematów. W bloku konkursowym zaprezentowano m.in. relację z podróży po Syberii szlakiem kopalń diamentów, opowieści o "trabantowej" przygodzie w Ameryce Południowej i trekkingu po Laponii oraz film dokumentujący przemierzanie świata stopem... wodnym. Jeden z zaproszonych gości (Michał Banaś) przedstawił ciekawy projekt dokumentacji Islandii z nieba, a dokładniej... z latawca. Dzięki niekonwencjonalnemu podejściu geologowie otrzymują materiał do badań na temat struktury oraz rozwoju wyspy.

Od lewej: Adrian Gronek, Piotr Trybalski
U góry po prawej: Marek Miłoszewski, Marek Tomalik, Mateusz Miłoszewski, Piotr Trybalski
U dołu po prawej: Bartek Sabela, Piotr Trybalski

W ramach programu głównego swoje prezentacje przedstawili m.in. Piotr Pustelnik, Romuald Koperski, Janusz Kasza, Marek Tomalik, Bartek Sabela oraz Joanna Lamparska, która opowiedziała o tajemnicach zamków Dolnego Śląska, co mnie uradowało, gdyż Polska cały czas wydaje się być mało doceniana wśród podróżników. Nasz kraj promowali także rowerzyści Marek i Mateusz Miłoszewscy - ojciec i syn, od czasu do czasu przemierzający Polskę (i nie tylko) na dwóch kółkach. Z warsztatów najlepiej zaprezentowali się Anna i Krzysztof Kobusowie, których darzę szczególną sympatią przede wszystkim za to, że zwracają uwagę na atrakcyjność Polski (dwa lata temu na krakowskich Trzech Żywiołach wystąpili z pokazem "Magiczna Polska wielu kultur" czym podbili moje serce) oraz potrafią łączyć pracę z podróżami i macie- i tacierzyństwem. Coś fantastycznego! A na ich warsztatach zauważyłam naprawdę sporo ludzi z dziećmi, nawet kilkumiesięcznymi!

Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że z festiwalu wróciłam odmieniona. Wśród licznych filmów (m.in. Samsara, Śladami Marco Polo, Zaginiony, Moja ziemia) moim numerem jeden został zdecydowanie film Z kanapy na kanapę (One Couch at a Time). Idea surfowania po kanapach w różnych zakątkach świata zawsze wydawała mi się dość ryzykowna, ale ten film wprowadził mnie w taką euforię, że jeszcze siedząc w kinowym fotelu chciałam się rejestrować na stronie i jechać w świat!


Żywiołowy weekend był męczący, ale obfity w to, co mnie pasjonuje i wywołuje we mnie emocje - fotografię i podróże. 
Czytaj więcej →

Anna Jaklewicz "Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta"

Męczące tłumy, korki na ulicach i zanieczyszczone powietrze - taki obraz pozostaje po wizycie w Chinach we wspomnieniach wielu turystów z Zachodu. Nic dziwnego - większość z nich nie wyjechała poza granice Szanghaju czy Pekinu, które w istocie są zatłoczone i spowite smogiem. Anna Jaklewicz, zafascynowana Państwem Środka, postanowiła pokazać drugie oblicze tego kraju. Jest bowiem wiele kameralnych miejsc, w które turyści jeszcze nie dotarli i gdzie gości ludzka życzliwość. Mowa o małych miasteczkach i wioskach zamieszkiwanych przez różnorodne grupy etniczne takie jak Bulang, Dong, Miao, Bai, Dai czy Aini. Zapewne dla większości czytelników egzotyczne nazwy nie były wcześniej znane, co wywołuje ciekawość i chęć poznania tajemniczych mniejszości narodowych. Anna Jaklewicz z uwagą chłonie każdy szczegół z ich życia, od architektury przez stroje po tradycyjne rytuały i obchodzone święta, by potem skrupulatnie przekazać swoje spostrzeżenia czytelnikowi. A okazji do poznawania grup etnicznych nie brakuje! Wprost z pogrzebu, na którym znalazła się przypadkiem, trafia na wesele, uczestniczy także w zawodach gry na lusheng i obserwuje występy folklorystyczne. Zatrzymując się w wioskach ma okazję podglądać także życie codzienne Chińczyków: hierarchie społeczne, podejmowane prace, sposób spędzania czasu oraz tradycyjnie wytwarzaną żywność (przysmakiem Mosuo jest suszona świnia, która czeka na spożycie kilka lat!).

Niebo w kolorze indygo to książka niebezpieczna. Zaszczepiła we mnie przemożną chęć zobaczenia nieznanych Chin na własne oczy, zasmakowania ich i chłonięcia wszystkich barw jakie miałam okazję ujrzeć na zdjęciach. Bo te są wprost przepiękne! Kto poznał turystyczną stronę Państwa Środka po lekturze będzie żałował trzymania się utartych szlaków opisywanych w przewodnikach, a ten kto nie miał okazji gościć w Chinach, zapragnie to zmienić.

Bezdroża 2013
Czytaj więcej →

14.4.13

Tomasz Cichocki "Zew oceanu. 312 dni samotnego rejsu dookoła świata"


Nigdy nie byłam pasjonatką żeglarstwa, a dni spędzane na wodzie zawsze wydawały mi się nudne i monotonne. Bo cóż można zobaczyć przemierzając w ten sposób świat? Po książkę Cichockiego sięgnęłam więc z pewną dozą sceptycyzmu i obawą, że Zew oceanu nie przypadnie mi do gustu. Na szczęście już pierwsze strony rozwiały moje uprzedzenia, a ja sama zaangażowałam się w opisywaną historię. A jest to historia niezwyczajna. Oto jeden człowiek opłynął samotnie kulę ziemską bez zawijania do portu, nie licząc przymusowego postoju podczas koniecznej naprawy jachtu. Sama łódź pozostawiała wiele do życzenia - jacht pochodził z masowej produkcji i przeznaczony był do pływania rekreacyjnego, a nie do bicia rekordów! Cichocki jednak postanowił, że stawi czoła wyzwaniu i 1 lipca 2011 wypłynął z Brestu we Francji, by w to samo miejsce wrócić dopiero 7 maja 2012 roku. Dziesięć miesięcy spędzonych na oceanach wbrew moim wyobrażeniom obfitowało w liczne, często dramatyczne wydarzenia. Sprzęt, który wydawał się nieodzowny (radar, autopilot, generator prądu), odmówił posłuszeństwa, a sam jacht w pewnym momencie zaliczył wywrotkę. Cichocki stracił wiele żywności, w wyniku czego posiłki jadał co drugi dzień, nie stracił jednak ducha i kontynuował rejs, by dobić wreszcie do portu, z którego wypłynął niemal rok wcześniej. Wrócił bogatszy nie tylko w doświadczenia, ale także w wiedzę o sobie samym: (...) samotny rejs dookoła świata rozumiany wyłącznie jako podróż nie ma sensu - wraca się przecież w to samo miejsce, z którego się wyruszyło. Ma sens jedynie wtedy, gdy stanie się podróżą w głąb własnej duszy. Przez ponad 10 miesięcy przyglądałem się sobie w bezlitosnym lustrze oceanu, by dowiedzieć się, kim naprawdę jestem.*

Tomasz Cichocki mimo iż dokonał czegoś naprawdę spektakularnego i wymagającego ogromnego samozaparcia oraz hartu ducha, wydaje się osobą skromną i sympatyczną, a jego relacja tchnie autentyzmem i szczerością. Dziwi mnie fakt, że mimo wielkiego dokonania, wcześniej nic o Cichockim nie słyszałam, ba! przed ukazaniem się książki nie miałam pojęcia o jego istnieniu i odbytym rejsie, podczas gdy nad Romanem Paszke rozwodziły się liczne media. Wracając do książki - jeżeli wierzyć Kubie Strzyczkowskiemu, dziennikarzowi radiowej Trójki, żeglarzowi i znawcy literatury tematu, Zew oceanu jest jedną z najlepszych książek o samotnych rejsach. Zdecydowanie przyłączam się do rekomendacji!

Carta Blanca/Dom Wydawniczy PWN 2013
Seria: Bieguny

*Tomasz Cichocki, Zew oceanu. 312 dni samotnego rejsu dookoła świata, Carta Blanca, Warszawa 2013, s. 15.
Czytaj więcej →

10.4.13

Anna Neumanowa "Obrazy z życia na Wschodzie. 1879-1893"


Otóż zdaje się, że sama już atmosfera Egiptu posiada do dziś jakieś właściwości tego haszyszu, bo upaja, odurza i wprawia w zachwyt niewysłowiony.

Tematyka podróżnicza fascynuje mnie od dłuższego czasu, jednak nie miałam dotychczas okazji czytać książki podróżniczej sięgającej aż dwa stulecia wstecz, bo do wieku XIX. Co z pewnością dziwi, to fakt, że Obrazy z życia na Wschodzie. 1879-1893 wyszły spod pióra kobiety, podczas gdy wówczas podróżująca niewiasta była raczej ewenementem. Należy jednak zaznaczyć, iż prawdopodobnie gdyby pani Anna nie była żoną konsula, rzeczona książka być może nigdy by nie powstała. 

Wspomnienia Anny Neumanowej podzielone zostały na dwie części: "U bram Wschodu" oraz "Pod greckim niebem". Zapiski z jej podróży do Afryki oraz ośmioletniego pobytu w Egipcie są bardzo obszerne i zawierają niezwykle bogaty materiał z dziedziny geografii, historii czy etnografii, co stanowi owoc pilnych studiów autorki. W zapis wycieczek krajoznawczych wplecione zostały dzieje starożytnego Egiptu, informacje dotyczące geografii kraju oraz kultury Egipcjan. Dzięki temu, że autorka jest kobietą, mamy okazję dostać się do wnętrza haremów, gdzie konsulowa przyjmowana była z sympatią. Z zapisków Neumanowej przeziera ogromna ciekawość tego kraju oraz fascynacja nim, w przeciwieństwie do odczuć w stosunku do Rumunii, która według autorki jest brudna, a jej mieszkańcy są leniwi.

Zdecydowanym atutem książki jest pozostawienie oryginalnej pisowni autorki, dzięki czemu książka ma niepowtarzalny klimat, a walory pisarstwa Neumanowej, operującej bardzo poetyckim językiem, zostały zachowane. Muszę jednak przyznać, że anachroniczny styl znacznie spowolnił moją lekturę. Atmosfera ówczesnego Egiptu przywołana została również w fotografiach autorki, szkoda tylko, iż pojawiały się one w przypadkowych miejscach. 

Obrazy... to niewątpliwie wspaniała lektura, z której chłonie się fascynację Egiptem i tamtejszą kulturą. Choć momentami mocno anachroniczna, czego przykładem niech będzie oburzenie autorki, że każdy w wieku 24 lat może głosować w wyborach, pewne spostrzeżenia pozostały nadal aktualne, jak choćby uwagi na temat ekspansywności Anglików - wystarczy zagościć w jednym z turystycznych miast Polski, żeby zaobserwować, a raczej usłyszeć to zjawisko. 

Książka została bardzo starannie wydana i prócz fotografii, o których wyżej wspominałam, wszystko wydaje się zajmować właściwe sobie miejsce. Nie pozostaje mi więc nic innego jak polecić lekturę tym, którzy jeszcze po nią nie sięgnęli. 

PWN Global 2010
Seria: Odkrywanie Świata
Czytaj więcej →

5.4.13

Peter Hessler "Przez drogi i bezdroża. Podróż po nowych Chinach"


Najlepszym sposobem na poznanie obcego kraju jest przeprowadzka. Tylko będąc jego mieszkańcem można wsiąknąć w jego tkankę i zrozumieć zamieszkującą go społeczność. Peter Hessler, korespondent "New Yorkera", przeniósł się do Chin na kilka lat, a wynikiem jego obserwacji jest książka Przez drogi i bezdroża. Podróż po nowych Chinach

Ponieważ pobyt Hesslera w azjatyckim mocarstwie zbiegł się z wieloma przemianami jakie zachodziły w Państwie Środka, w tym z rozkwitem przemysłu samochodowego, dziennikarz wyrobił sobie chińskie prawo jazdy (amerykańskie już posiadał), by móc samochodem przemierzać tytułowe drogi i bezdroża. Pytania zadawane na egzaminie oraz sam egzamin praktyczny, podczas którego przyszły kierowca dowodzi swoich umiejętności na zamkniętych dla ruchu ulicach, wydają się łatwe, Chińczycy pokazują jednak, że jeździć można inaczej. Przejechałeś swój zjazd na autostradzie? - nie szkodzi, przecież można zawrócić. Trąbią na ciebie? - wyłącz światła, przecież nikt ich tutaj nie używa. Warto także, aby przyszły kierowca znał mowę ciała, gdyż ta odzwierciedla zachowania na drodze, np. gdy samochód zjeżdża na lewą stronę pasa/drogi, można przypuszczać, że zaraz będzie skręcał. 

Po zdobyciu prawa jazdy Hessler mógł realizować swoje plany - wyruszył w podróż wzdłuż Muru Chińskiego oraz jego pozostałości, poznając dzieje umocnień i przyglądając się życiu okolicznych mieszkańców. Po roku dziennikarz osiadł w Sanchy, małej wiosce położonej niedaleko od Pekinu. Mała miejscowość, do której dojazd był utrudniony ze względu na brak asfaltowej drogi, zamieszkana była przez zamkniętą i nieufną wobec "obcego" społeczność. Z czasem udało mu się jednak zyskać zaufanie mieszkańców oraz przyjaźń jednej z rodzin - jej życie zostaje przybliżone na kartach książki dając obraz nie tylko małego wycinka lokalnej, zdominowanej przez mężczyzn społeczności, ale i funkcjonowania całej wioski, która na naszych oczach zmieniła się w atrakcję turystyczną. 

Z prowincji Hessler wyruszył do specjalnych stref ekonomicznych, gdzie mógł obserwować funkcjonowanie fabryki guzików oraz być świadkiem powstawania wytwórni elementów do biustonoszy. Moją uwagę przykuła tutaj nie tyle tematyka przemysłu, co mentalności Chińczyków, która uwidoczniła się podczas poszukiwania pracowników do nowo otwieranej fabryki. Jedna z dziewczyn przedstawiła się jako starsza niż była w rzeczywistości i tak uparcie prosiła o zatrudnienie, że udało jej się znaleźć na - zamkniętej już wcześniej - liście przyszłych pracowników. Ciekawe są też kryteria oceniania potencjalnych kandydatów na pracownika. Ważny jest wzrost i odpowiednie zainteresowania, wśród których dyskwalifikujące jest... czytanie książek, gdyż wskazuje na lenistwo osoby spędzającej czas w ten sposób.

Przez drogi i bezdroża. Podróż po nowych Chinach to solidny reportaż o rozwoju tamtejszej infrastruktury, przemysłu oraz wsi. Znakiem nowych czasów jest migracja ludności do miast, w wyniku czego bywają wioski takie jak Sancha, gdzie w ciągu trzydziestu lat liczba mieszkańców zmniejszyła się dwukrotnie, a na sto pięćdziesiąt osób dorosłych przypada jedno dziecko. Ale Chiny to nie tylko kraj postępu - tutaj nowe czasy przenikają się z przeszłością i tradycją, zajmującymi ważne miejsce zwłaszcza w życiu mieszkańców wsi, a regulującymi takie kwestie jak pory na przyjmowanie płynów czy zmiana imienia jako remedium na chorobę, co może być zgubne w skutkach, gdyż odwraca uwagę od poważnych problemów zdrowotnych. 

Mój pozytywny odbiór książki osłabiła tylko jedna kwestia, która wprawiła mnie w niemałe zdziwienie, gdyż książki wydawane przez Czarne zawsze prezentują wysoki poziom edytorski. Niestety, tym razem na kartach książki znalazłam dwa błędy ortograficzne (!), i to mimo dwóch korektorów sprawujących pieczę nad książką. 

Czarne 2013
Tytuł oryginału: Country Driving: A Journey Through China from Farm to Factory
Przekład: Jakub Jedliński
Czytaj więcej →

1.4.13

Wielkie podróżnicze święto, czyli o Navigatorze słów kilka

Marzec obfitował w liczne imprezy podróżnicze - przedostatni weekend miesiąca miłośnicy podróży mogli spędzić na Festiwalu Slajdów Podróżniczych w Katowicach, na Rozjazdach w Rybniku lub w Krakowie, gdzie odbywał się Navigator Festival, w którym miałam przyjemność uczestniczyć.

Tegoroczna edycja Navigator Festivalu była już dziesiatą, jednak pod taką nazwą pojawiła się po raz pierwszy. Impreza miała charakter wielopłaszczyznowy - oprócz spotkań z podróżnikami i projekcji filmów można było obejrzeć kilka wystaw fotograficznych (w obiektywie: Podlasie, Tramen Tepui, Birma oraz Tajwan) oraz jedną malarską (Mapy osobiste Katarzyny Adamek) oraz wziąć udział w rozmaitych warsztatach (kaligrafia chińska, taniec orientalny, tanie podróżowanie, fotografia podwodna, fotografia podróżnicza, planowanie wyprawy off-road, granie na bębnach, bezpieczeństwo w podróży do strefy tropikalnej i subtropikalnej) i minitargach podróżniczych, na których można było zakupić publikacje książkowe, herbatę czy zapoznać się z ofertą biur podróży. Ale to nie wszystko! W sobotni wieczór odbyło się Navigator Party, w ramach którego można było posłuchać etno-grania w DJ-owskim wykonaniu, obejrzeć występ Krakowskiego Teatru Tańca oraz wziąć udział w koncertach Artura Andrusa, Tomka Wachnowskiego oraz Wolnej Grupy Bukowiny. Z kolei w niedzielę Anna Nacher oraz Marek Styczyński przedstawili Rytuały współbrzmienia, w ramach których zapewnili słuchaczom muzyczną podróż.


Przez te trzy dni sporo się działo - niestety, z wielu atrakcji musiałam zrezygnować, gdyż wydarzenia nakładały się na siebie. Podczas warsztatów odbywały się spotkania z podróżnikami, równolegle z pokazami w ramach Konkursu OPEN (w tym roku konkurs odbył się po raz pierwszy). Przez dwa dni prelegenci przedstawili łącznie 10 pokazów. Zwycięzcami konkursu zostali Piotr Strzeżysz (I miejsce) za prezentację Makaron w sakwach, czyli rowerem przez Andy i Kordyliery orazArkadiusz Milczarz (II miejsce) za pokaz pt. Indonezja, a nawet Papua. Przyznano także wyróżnienia, które otrzymali: Joanna Mrówka (Moje oko na Maroko), Natalia Strokowska i Elżbieta Kawka (Słonieczny patrol) oraz Dorota i Marek Szala (Główny Szlak Beskidzki - od kropki do kropki). Publiczność w odrębnej kategorii nagrodziła Łukasza Kurbiela za pokaz Birma - w kraju usmiechniętych ludzi.

Etno-granie oraz Artur Andrus

Trzy festiwalowe dni obfitowały w wiele wrażeń, wśród których moje najwyższe noty otrzymują:
1. Łomatko Łoman, prezentacja Maćka Sokołowskiego o rodzinnym wypadzie do Omanu - za ciekawą podróż, w dodatku z maluchem i Świnką Peppą!, i humor prowadzącego;
2. Mali. Droga do Timbuktu Zbigniewa Borysa - za muzyczne doznania i wspaniałą podróż w nieznane zakątki Afryki;
3. Film Sketchy Andy, który wyzwolił we mnie niesamowite emocje (!) oraz pozostałe filmy Reel Rock Tour za wrażenie jakie na mnie wywarły (było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, że poruszają mnie filmy o wspinaczce!);
4. Warsztaty Garść miedziaków i w drogę prowadzone przez Patryka Świątka z Paragonu z Podróży;
5. Pokaz Słonieczny patrol w Afryce Wschodniej - za szczytny cel podróży, garść informacji o słoniach, góralkach i żołądku konia, oraz urok osobisty prelegentek.

Jan Mela oraz Patryk Świątek

Jacek Torbicz i Zbigniew Borys

Andrzej Lisowski oraz: Michał Kochańczyk (zdj. z lewej strony)
i Marek Styczyński oraz Anna Nacher (zdj. z prawej strony)

Czytaj więcej →

29.3.13

Marek Lenarcik "Tajski epizod z dreszczykiem"

Tajlandia kojarzy się z pięknymi plażami, turkusową wodą oraz kwitnącym seksbiznesem. Dla turysty z Zachodu kraina uśmiechu niewątpliwie jawi się jako raj na ziemi. A jaka jest naprawdę? Sięgając po Tajski epizod z dreszczykiem miałam nadzieję na to, że lektura rozwieje stereotypy, ukazując prawdziwe oblicze Tajlandii oraz wzbogaci moją wiedzę o kulturze, religii czy miejscach wartych zobaczenia. Spodziewałam się książki podróżniczej (jak wynikało z opisu na okładce i jak sugerowali patroni publikacji), bliżej jej jednak do osobistego pamiętnika z mocno rozwiniętym wątkiem romansowym.

Autor Tajskiego epizodu z dreszczykiem pewnego dnia podejmuje decyzję o rzuceniu pracy i przeniesieniu się do Azji. Planuje rozpoczęcie kariery nauczyciela języka angielskiego w Tajlandii. Jak postanawia, tak też czyni. Wyjeżdża, robi kurs TEFL, znajduje pracę w college'u oraz dziewczynę, z którą rozpoczyna skomplikowany, międzykulturowy związek. Niestety, znaczna część książki poświęcona jest tematyce relacji damsko-męskich - związkowi oraz randkom z Tajkami, które najczęściej kończą się w łóżku - tu moim zdaniem powinny kończyć się wynurzenia Marka Lenarcika, jednak autor ma ekshibicjonistyczną chęć dzielenia się szczegółami z czytelnikiem. Jak już wspomniałam, spodziewałam się książki podróżniczej, jednak zamiast liczby przebytych kilometrów oraz przygód w drodze poznajemy ilość orgazmów partnerki oraz osobiste przemyślenia autora na temat jego doznań lub roli kobiety w społeczeństwie (powinna służyć mężczyźnie i zaspokajać jego potrzeby seksualne). Nie jestem wojującą feministką ani nie mam oporów przed czytaniem opisów aktów seksualnych, ale nie widzę powodów, dla którego w książce miały się znaleźć tego typu opisy. A ta mogła być całkiem dobrą lekturą. Fragmenty dotyczące adaptowania się do nowej rzeczywistości czy kwestie niezrozumienia międzykulturowego są ciekawym materiałem, który z pewnością poszerzy naszą wiedzę o Tajlandii i pomoże innym obcokrajowcom odnaleźć się w krainie uśmiechu, nie jest ich jednak wystarczająco dużo, by nasza ciekawość została w pełni zaspokojona.

Tajski epizod z dreszczykiem to zdecydowanie męska lektura. Wprawdzie czytało się ją przyjemnie i lekko - Lenarcik ma dar do opowiadania - ale to za mało, by książka mnie zachwyciła. Sam autor nie wzbudził mojej sympatii - podczas lektury nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że przechwala się swoimi podbojami, chcąc komuś (a może sobie?) coś udowodnić...

Bezdroża 2012
Czytaj więcej →

28.3.13

Michał Jagiełło "Wołanie w górach. Wypadki i akcje ratunkowe w Tatrach"

Takie jest prawo gór: wszystko, co cięższe od piórka - spada w dół. To nie jest wina gór. To tylko prawo fizyki. To tylko natura przyrody, której częścią jesteśmy.*

Pamiętam ten dzień, jakby to było zaledwie wczoraj, a nie osiemnaście lat temu. Beztroskę tatrzańskich wakacji przerwał huk - w pobliską dolinę spadł śmigłowiec TOPR-u... Ciężko było uwierzyć w taką tragedię, ale dźwięki płynące z radia** wkrótce po katastrofie nie pozostawiały złudzeń. Ludzie gór, którzy przez wiele lat wydobywali potrzebujących z opresji lub towarzyszyli ofiarom w ich ostatniej górskiej wędrówce, teraz sami nie wrócili ze swojej misji. 

Zapewne każdy, kto chodził po górskich szlakach, spotkał się z Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiem Ratunkowym, ale tak naprawdę niewiele osób wie, jak działa ta organizacja, z jakimi problemami borykają się jej członkowie oraz jak przebiega akcja ratunkowa. W sukurs przychodzi Michał Jagiełło, przez wiele lat działający w Pogotowiu, wraz ze swoją książką Wołanie w górach. Wypadki i akcje ratunkowe w Tatrach. Ta obszerna publikacja (ponad 800 stron, które dosłownie przygwoździły mnie na wiele długich dni) jest kroniką wypadków notowanych od początku działania TOPR-u do chwili obecnej. Dzięki zapiskom w Księdze Wypraw zachowały się szczegóły wielu działań ratowniczych, zarówno tych szczęśliwych, w wyniku których ludzkie życie było uratowane, jak i tych, które sprowadzały się do przykrego obowiązku znoszenia w dolinę ciała z symboliczną gałązką kosodrzewiny. Michał Jagiełło przytoczył wiele takich wypraw, często pozostawiających po sobie niesmak, szczególnie gdy po niej przychodzą oskarżenia rzucane pod adresem "leniwych" ratowników przez rodzinę ofiary, która w swoim bólu nie potrafi zrozumieć, że warunki atmosferyczne nie zawsze umożliwiają szybkie dotarcie do poszkodowanego.

Z kart książki wyłania się nie tylko historia ratownictwa tatrzańskiego, ale i nauka zachowania w górach. Przyznam, że choć w klapkach czy sandałach na Giewont nigdy się nie wybrałam, z wielu elementarnych kwestii nie zdawałam sobie sprawy. Nigdy nie miałam w zwyczaju brać ze sobą na szlak większej ilości żywności niż planowałam skonsumować czy ciepłej odzieży (nie mówiąc o śpiworze), co jest błędem, za który można czasem zapłacić ogromną cenę, a nawet przypłacić go życiem - nigdy nie wiadomo, czy los nie zaserwuje nam atrakcji w postaci nagłego załamania pogody czy noclegu w górach. Czasem wystarczy chwila nieuwagi by zabłądzić, a znalezienie właściwej drogi w stresie i narastającym zmęczeniu nie należy do czynności łatwych czy efektywnych. Zdarzały się przypadki, gdy znajdowano zamarzniętego turystę niemal przed drzwiami schroniska!

W książce nie brak historii poruszających, jak choćby opowieść o młodej parze, która zamarzła niedaleko schroniska i szlaku. Chłopak zdążył umieścić dziewczynę w śpiworze i wyruszyć na pomoc, niestety, nie zdążył po nią dotrzeć, gdyż 200 m dalej sam zamarzł... Znajdziemy tu także historie, od których włos jeży się na głowie ze zgrozy, jak w przypadku opowieści o sześcioletnim chłopcu, który nie dość, że zabrany w góry przez nieodpowiedzialnego ojca, to jeszcze pozostawiony na szlaku w chwili, gdy zabrakło mu sił na dalszą wędrówkę! Gdy ojciec sprowadził pomoc, chłopiec był już częściowo przysypany śniegiem! Aby zakończyć bardziej optymistycznym akcentem, przytoczę historię rezolutnego pana, który - mimo iż pozbawiony nogi - wybrał się na Krzyżne. Ponieważ pomylił drogę, zaliczył... Granaty i Orlą Perć! Gdyby nie to, że po drodze stracił kulę, wróciłby ze swojej wyprawy bez niczyjej pomocy! 

Dla formalności dodam, iż książkę po stokroć polecam! Wołanie w górach to lektura obowiązkowa dla każdego taternika i górskiego turysty. 

Iskry 2012

*Michał Jagiełło, Wołanie w górach. Wypadki i akcje ratunkowe w Tatrach, Iskry, Warszawa 2012, s.245.
**Był to Cień wielkiej góry Budki Suflera:


Czytaj więcej →